Tę, która bez złota uboga jest — lecz złoto bez niej,
Powiadam Ci, zaprawdę jest nędzą — nędz… ( C.K. Norwid )
GMINA SILNA SWOIMI MIESZKAŃCAMI
Rozmawiając całkiem niedawno o kondycji naszej społeczności lokalnej z jednym z mieszkańców Kóz, usłyszałem takie słowa: ” Kozy stały się trudne, stały się trudną społecznością ”.
Warto zadać sobie pytanie, skąd takie poczucie? Skąd taki stan rzeczy, nie tylko w Kozach, ale i szerzej w Polsce? Czy nie wynika to przypadkiem z naszej wrodzonej ostrożności przed byciem aktywnym społecznie? Być może boimy się angażować w przedsięwzięcia dla dobra ogółu, z racji posądzenia, że robimy to jedynie dla własnego, prywatnego, interesu.
Bez żadnych obaw spotykamy, jednoczymy i zrzeszamy się w sprawach skierowanych ku własnym potrzebom i zainteresowaniom: spotykają się pszczelarze, koło gospodyń, grzybiarze, grający w taroki, itd. Są to wspólnoty akceptowalne i zrozumiałe dla wszystkich. Rozważmy, czy jesteśmy już tak zatomizowani i egoistyczni, że nie potrafimy wznieść się ponad własny partykularyzm, by wejść na wyższy poziom aktywności, aktywności w sferze interesu publicznego, który wbrew pozorom, jest też naszym prywatnym interesem. A może przed obywatelską aktywnością powstrzymuje nas strach przed tym co powiedzą inni, bo jeśli staramy się o coś nie dla siebie, ale dla wszystkich, dla społeczności, dla ogółu, to jakim prawem? Kto pozwolił zabierać głos w imieniu i na rzecz tych co milcząco patrzą? Przecież nikt nas nie wybrał jako przedstawicieli, jesteśmy samozwańcami, którzy mądrzą się w imieniu kogoś, kto wcale o to nie zabiega. Czy chcąc wywalczyć coś pro publiko bono, stajemy na śliskim gruncie podejrzeń uprzedzeń i zawiści, bo kto dał nam prawo oceniania, co jest a co nie jest dobrem publicznym.
Czy w takiej rzeczywistości można oczekiwać zaangażowania Kozian w sprawy własnej społeczności lokalnej ? Czy wola działania mieszkańców naszej Gminy przerodzi się w aktywne inicjatywy społeczne, wspierane przez władze gminne, czy też skończy się na sąsiedzkich rozmowach, co można i co warto byłoby zrobić? Czy mieszkańcy Kóz zechcą angażować się w tworzenie i realizowanie wspólnotowych programów i polityk? Czy odważą się przyznać, że sprawy publiczne, to ich sprawy, a nie tylko domena władzy? Że nasza Gmina, to nie tylko urząd, gdzie nad drzwiami powieszono czerwoną tabliczkę, ale my sami, zrzeszeni we wspólnotę lokalną. Aby zaistniał tak rozumiany rozwój lokalny, aby powstały dobre warunki do realizacji osobistego rozwoju każdego mieszkańca Kóz, musi być spełniony prosty warunek – Kozianie muszą mieć marzenia i muszą zechcieć je wyrazić. Potem trzeba już tylko cierpliwie się dogadać w danej sprawie: place zabaw – czy drogi, skatepark – czy ścieżki rowerowe, kanalizacja, rozbudowa cmentarza – czy fortepian i wyposażenie pałacu, budowa przedszkola – czy budżet obywatelski. Niech podane tutaj przykłady, nie tylko przedstawią obraz i skalę problemu, ale też zobrazują bezczelność i zadufanie biurokratów zasiadających w mijającej kadencji w koziańskim Urzędzie Gminy.
Zatomizowaną społecznością, gdzie ważny jest tylko własny, wąsko pojęty interes, można rządzić tylko sposobem wodzowskim i paternalistycznym, narzucając ludziom odgórne decyzje, nie pytając ich o zdanie. Niech tutaj przykładem będą obligacje, których emisja przez władzę odbyła się bez pytania społeczności o zdanie! Czy w Kozach, które są naszą małą ojczyzną, naszym miejscem na ziemi, wspólnota ma szansę być dla władzy partnerem, czy ma szansę sama wynegocjować czego chce?
Lokalny interes publiczny, to dobrze wynegocjowana, przemyślana, rodząca się czasem nawet w ostrej dyskusji, optymalna równowaga między sumą interesów prywatnych, a naszymi możliwościami budżetowymi. Tu nie ma sporu i dylematu, interes prywatny czy interes publiczny. Jak ktoś kiedyś napisał: „Dobrze rozumiany interes publiczny, to największą możliwa suma zrealizowanych interesów indywidualnych”. Tak pojmowane sprawowanie władzy, skutkuje nie tylko dobrymi, bardziej trafnymi inwestycjami, lepiej wydanymi, naszymi pieniędzmi, ale też rosnącą ilością mieszkańców, dumnych ze swojej miejscowości i poczuciu, że żyją w przyjaznym i wygodnym miejscu.
Obecnie rządząca w Kozach ekipa, przez cztery lata swojej kadencji zdawała się nie rozumieć, czym jest współczesne społeczeństwo, nie zrozumiała też, jak wybuchowym prochem pachnie dzisiejsza współczesność. Zanegowanie własnego kapitału ludzkiego (sprowadzenie z Kęt wróbli, które w Kozach udają sowy), uprzedmiotowienie mieszkańców (widać to było przy rewolucji śmieciowej), niepotrzebne przeinwestowanie pałacu kosztem zaniechanych, ale jakże potrzebnych naszej społeczności inwestycji, np. kanalizacja. Wielu Kozian ma poczucie, że wchodząc do urzędu, staje się już w drzwiach tarczami strzelniczymi, bo kim że jest zwykły człowiek i po co tu w ogóle przyszedł. Wszystko to, pokazuje nam, że tym bardziej nie można dać się wypędzić i wyrugować z pola dyskusji o sprawach publicznych. Nie możemy dać sobie wmówić, że mieszanie się do polityki, to coś nagannego coś z czego powinniśmy się tłumaczyć. Tłumaczyć się należy z bezczynności, bierności, bezwolności i bezmyślnego pozostawienia własnych spraw w rękach biurokratów sprawujących władzę, bo takie postępowanie czyni z nas współczesnych niewolników.
Wiec może warto rozejrzeć się wokół siebie, warto myśleć, marzyć i domagać się swoich słusznych praw, może już czas powiedzieć bez skrepowania I HAVE A DREAM .
KWW Edwarda Kućki